Spotykamy się wszyscy w przelocie.
Każdy się spieszy, każdy leci do swoich spraw, kazdy pogania swoje dziecko.
Chwile rozmawiamy o poobiedniej drzemce naszych dzieci i wszyscy dochodzimy do wniosku,że myśleliśmy, każdy z osobna,że tylko my tak mamy.
Że ten bałagan non stop , nie wiadomo skąd i późne zasypianie i to i tamto, tylko u nas.
No i to,że nie ogarniamy...
A jednak jest nas więcej:)))
Jakoś lżej na sercu.
Ile razy nachodzą mnie czarne myśli, zaczynam dziękować.
Muszę przyznać,że nie żyje mi się łatwo.
Rozwala mnie czasem beton wokół.
Chamstwo ludzi, obojętność i urzędnicze , bezduszne podejście do człowieka, które w Polsce jest niemalże na każdym kroku.
Kiedy jednak pomyślę o Nich, o tych kilku zaufanych, ukochanych osobach, odkrywam ,że moc tych kilku sprawdzonych i ognioodpornych , jest dużo większa od tych setek głupich, paskudnych sytuacji i ludzi.
I znów mam pokój i siłę ,żeby walczyć dalej:)))
Zbuduję wielką flotę zjednoczonych sił, by razem zwalczyć niebezpieczny Styksu wir ...
W końcu jesteśmy razem, świeci słońce i jest nam po prostu dobrze. Kocham wspólne spacery, wycieczki i po prostu zwyczajne bycie z sobą. Nie obok siebie. Nie z głową w chmurach i swoich sprawach, każdy w swoich. I takie niespodzianki, jak ta , na zdjęciu, też lubię. Wzór na wodzie, niczym z obrazów Klimta. Wspaniałego weekendu, najlepiej z bliskimi, życzę:)))