Widzimy się z M po jakiś 3 tygodniach przerwy. U nas intensywnie, u nich też. Dużo się dzieje. Ale my nie rozmawiamy tylko o tym gdzie, kiedy, kto. Ściągamy wszystkie maski. Płaczemy. Mówimy o tym co boli. Mówimy o tym czego nikomu nie mówimy. Tak po prostu. Potem głośno się śmiejemy. Troszkę naśmiewamy się z tych co nam na odcisk nadepnęli. Wymieniamy się przepisami. Linkami. Namiarami na dobrą książkę. I znów wracam do siebie jakąś tonę lżejsza. I nie mam słów by dziękować za tą moją przyjaciółkę. M poleciła mi niezwykłą książkę o której możecie przeczytać tutaj. W Lipcu króluje u mnie Cranberries , No Need to Argue leci non stop w kółko. A u Was?
W głowie wciąż mam Wrocław, niezwykłe spotkania, rozmowy, ludzi . Śnią mi się w nocy, kończę rozmowy niedokończone , wątki zaczęte, przerwane wielokrotnie przez dzieci . Głowa wciąż jeszcze tam , a ciało tu. Są piosenki , które prześladują i wcale to nie przeszkadza . Jak ta, która mi gra od rana w głowie :)))
Za nami mini urlop w biegu:) Wróciliśmy zmęczeni, ale i szczęśliwi. Niewyspani , ale naładowani dobrymi spotkaniami, rozmowami, pięknymi widokami. Aparat był w ciągłym ruchu, także jestem bardzo zadowolona. Tutaj prezentuję kawałeczek z Placu Solnego we Wrocławiu, gdzie urzędują przede wszystkim kwiaciarki.
Chyba najbardziej po powrocie ucieszyła mnie muzyka, brakowało mi jej.